Michał Probierz (selekcjoner reprezentacji Polski): - To był dobry wieczór, po to właśnie przyjechaliśmy. Nie było to łatwe spotkanie, wiedzieliśmy, że Walia jest groźna, ale my chcieliśmy grać swoją piłkę. Brakowało trochę momentów, ale najważniejszy jest awans i nikt już nie zwraca na nic uwagi. Zdaję sobie sprawę, jakich zawodników prowadzę, naprawdę dobrych zawodników i to sama przyjemność. Nie trzeba nic krzyczeć, raz się powie i rozumieją. Nie wyszły nam dwa-trzy stałe fragmenty gry, który przygotowywaliśmy. Trzeba im pogratulować jako zespół od ostatniego zawodnika, który nie grał, do tych, którzy grali. Cieszę się, że jedziemy na te mistrzostwa. Miałem okazję być w Bundeslidze, za dużo nie pograłem, ale mam nadzieję, że pojadę na Euro, bo to różnie bywa (śmiech). Dziękuję prezesowi też, bo zaufał mi w tym trudnym momencie.
- Nie można powiedzieć o rzutach karnych, że ktoś jest pewny. Mogę pochwalić zawodników, że wytrzymali presję. Całą strategię robiliśmy na gorąco. Kolejność ustaliliśmy wspólnie z zawodnikami. Wiedzieliśmy, że Brooks ma uraz, inaczej by to wyglądało, gdyby grał, inaczej nastawialiśmy się na stałe fragmenty gry. Kontuzja Jana Bednarka trochę skomplikowała nam sytuację, musieliśmy zrobić dwie zmiany, ale Bartek Salamon dał bardzo dobrą zmianę. Musiałem przestawić Pawła Dawidowicza, nie chciałem ryzykować Bartka na boku, gdzie miał "małego" zawodnika.
- Cieszę się, że środowisko piłkarskie trochę bardziej uwierzy w tę reprezentację. Przez to, że pojechaliśmy na wyjazd, graliśmy większość czasu w pressingu. Nie baliśmy się gry jeden na jednego, utrzymywaliśmy się przy piłce. Szacunek dla "Franka" i "Świdra", bo walczyli z czasem, żeby wrócić do grania. Na mistrzostwa nie planujemy żadnego zgrupowania, zrobimy sobie tydzień przygotowań i jedziemy zagrać i wygrywać.
- Cieszyła gra Przemka, cieszy to jak gra takie dziecko, które znam, prowadziłem przez lata, to cieszy trenera, ale nie wyróżniałbym nikogo. Wyróżniłbym zespół, nikt nie odstawiał nogi, Robert walczył jak lew. Będzie dobrze, jeśli dojdzie jeszcze kilku zawodników, którzy zaczną regularnie grać, jest w młodzieżówce grupa ciekawych zawodników. Pokazaliśmy dziś charakter, którego wcześniej brakowało i chwała za to zawodnikom.
Wojciech Szczęsny: - Ja zawsze jestem spokojny, na boisku i poza boiskiem, ja te emocje przeżywam łagodnie. Cieszę się, ale się nie podniecam. Uważam, że ten awans był naszym obowiązkiem. Graliśmy beznadziejnie przez całe eliminacje, ale mieliśmy szczęście na końcu. Są mecze, w których się gra w piłkę, i są te, które trzeba po prostu przepchać w 90 albo 120 minut, nie ma to żadnego znaczenia.
- Jest to jakaś odskocznia i szansa na rozpoczęcie czegoś nowego, bo to, co się działo wcześniej, było nieakceptowalne. Robert nigdy nie patrzy, jak ja robię dobre rzeczy, dlatego myśli, że wszystko robię źle (śmiech). W sytuacji z Williamsem chyba ja popełniłem błąd, ale wyjaśniliśmy to sobie. Gorzej, gdyby tak bramka padła, bo podobnie się skończyło w 2018 w Rosji. Głównie graliśmy górą, ale kiedy zawodnicy sa zmęczeni, to szuka się najprostszej gry. Ta drużyna jest w okresie budowy, za Paulo Sousy było więcej doświadczonych zawodników, ale nie przełożyło się to na wyniki. Teraz ja jestem tym bardziej doświadczonym, który będzie powoli odchodzić.
- Przygotowywałem sobie dziś strategię na karne, ale żaden z zawodników nie uderzył tak, jak miał uderzyć. Ten ostatni karny jest zawsze trudno strzelić, ale podszedł młody chłopak i byłem jakoś dziwnie spokojny, że uda się obronić.
Robert Lewandowski: - Zaczęliśmy bardzo źle, patrząc na całe eliminacje. Później przyszły play offy i czuliśmy, że coś się zmieniło. Zmienił się pomysł na grę, dziś dobrze graliśmy w piłkę, brakowało tej kropki nad i i wykończenia. Byliśmy dziś lepszą drużyną. Walijczycy stworzyli sobie może dwie sytuacje, ale więcej w tym było szczęścia, jakieś przebitki. Takie mecze budują drużynę, czasami to, co się źle zaczyna, dobrze się kończy. Wiele rzeczy się zmieniło, to są małe rzeczy, ale łącząc je w całość, to robi różnicę. Czuć, że nic przypadkowego się na boisku nie wydarzy. Będziemy mierzyli się na mistrzostwach z ciężkimi przeciwnikami, ale po to się gra w piłkę, żeby się pokazać jak najlepiej.
- Wiedziałem, że na karne najważniejsza jest koncentracja. Strzelaliśmy na bramkę przeciwnika, ta droga do bramki jest długa, ta bramka się zmniejsza. Chłopaki dali radę, Wojtek obronił. Myślałem sobie "Wojtek, ile mamy czekać, czas na Twoją kolej". Patrzyłem wcześniejsze karne, ale pomyślałem, że Wojtka deprymuję i lepiej się odwrócę (śmiech). Czuć było, że jest zły, że poszedł w innym kierunku. Miał przygotowanie, bo strzelaliśmy na treningu, ale to bramkarz światowej klasy i pokazał tę klasę. Ja powiedziałem chłopakom w szatni, że te ostatnie mecze wygrywaliśmy wcześniej, już wcześniej mieliśmy awans na mistrzostwach. Tutaj mamy tylko dwa miesiące, ten okres jest krótki i nie ma nad niczym się zastanawiać. Ruszamy z marszu. Powinniśmy ten awans wywalczyć wcześniej w eliminacjach, ale chwała chłopakom, że się udało.
- Dziś miałem taki spokój, że nic złego się nie wydarzy i Walijczycy nam nie zagrożą. Przed meczem hymnu nie było w ogóle słychać, patrzyłem na trybuny i na chłopaków, czy w ogóle słyszą i po meczu powiedziałem chłopakom, że musimy zaśpiewać teraz, bo to, co było przed meczem, trudno nazwać hymnem. No i ja sam miałem ciarki.
Jakub Piotrowski: - To był najważniejszy mecz w mojej karierze. Cieszę się, że się udało z happy endem i możemy jechać na Euro. Do każdego meczu przygotowuję się mentalnie tak samo, ale czułem w środku, że to coś wyjątkowego. Głupia strata w dogrywce, nie spodziewałem się, że mogę tak głupio zagrać, ale muszę podziękować chłopakom, że się wybroniliśmy i szacunek za karne i dla Wojtka za wytrzymanie ciśnienia.
- Trenowaliśmy przedwczoraj karne na Narodowym i najważniejsze, że wierzyliśmy do końca, nawet w dogrywce chcieliśmy strzelić bramkę, mieliśmy dużo wrzutek. Byliśmy dobrze przygotowani fizycznie, w dogrywce Walijczycy nie mieli już siły kontratakować. Przed samymi karnymi trener pytał, jak strzelamy, Robert zgłosił się pierwszy i po nim reszta chłopaków.
|