Drugi
rok swojej działalności piłkarze rozpoczęli już 20 stycznia, walnym
zebraniem GOZPN, na którym wybrano nowy zarząd i nowego prezesa, którym
został major Władysław Sroka. Jednak z powodu mroźnej i przedłużającej
się zimy piłkarze gdańscy wyszli na boiska wyjątkowo późno. Właściwa
inauguracja nastąpiła dopiero 18 kwietnia podczas "Turnieju Czterech
Miast" (Gdańsk, Gdynia, Sopot, Tczew). Zakończył się on wygraną
drużyny gdańskiej, co jednak nie przyszło łatwo.
Pod koniec kwietnia rozpoczęły się mistrzostwa okręgu. W rozgrywkach
A, B i C klasy wystartowało już trzydzieści pięć zespołów, co było najlepszym
dowodem wielkiej popularności piłki nożnej na Wybrzeżu Gdańskim. Największe
zainteresowanie skupiało się oczywiście na rozgrywkach A klasy mających
wyłonić mistrza Wybrzeża. Największe szanse miał zdecydowany lider tabeli
- BOP, ale tuż przed wiosenną rundą mistrzostw klub przeżył ogromny
wstrząs, który omal nie doprowadził do całkowitego rozwiązania sekcji
piłkarskiej.
Początek sezonu nie zapowiadał kryzysu. Pod koniec marca BOP rozgrywa
w Sopocie towarzyski mecz z Płomieniem i zwycięża wysoko 8:4. Baran
potwierdza wysoką formę i strzela cztery bramki - kibice zacierają ręce.
Nadchodzi jednak walne zebranie i na nim pada propozycja zmiany nazwy
klubu z 'BOP Baltia' na 'KS Lechia'. Nazwa wydaje się ładna i dźwięczna,
toteż zyskuje ogólną aprobatę, ale najbardziej, z uporem godnym lepszej
sprawy, głosują za nią najlepsi piłkarze: Baran, Łącz, Hogendorf i przede
wszystkim elokwentny Czyżewski. Walne zgromadzenie uchwala więc zmianę
nazwy. I dopiero teraz "wychodzi szydło z worka"! W początkach
kwietnia cała czwórka piłkarskich asów cichaczem wynosi się z Wybrzeża
i już po kilku dniach występuje w barwach Łódzkiego Klubu Sportowego.
Lechia jest bezsilna, gdyż nie ma prawa do żadnych protestów: przepisy
PZPN-u wyraźnie mówią, że w przypadku zmiany nazwy klubu - zawodnicy
automatycznie otrzymuja zwolnienie i natychmiast, bez żadnej karencji,
mogą przenieść się do innego klubu na terenie całego kraju. I właśnie
"grupa Czyżewskiego" wykorzystała skwapliwie ten przepis odwdzięczając
się w ten sposób BOP-owi za świetne warunki materialne, jakie stworzono
jej w Gdańsku.
Rozgoryczeni działacze, którzy już widzieli Lechię walczącą z mistrzami
innych okręgów o tytuł pierwszego po wojnie mistrza Polski, po krótkim
załamaniu zacisnęli zęby i przystąpili do montowania nowego zespołu.
Zresztą dokonali tego nadspodziewanie szybko i gładko. Tak się szczęśliwie
dla Lechii złożyło, że poważny kryzys przeżywała w tym czasie sekcja
piłkarskiej Floty w Nowym Porcie. Nie miała ona własnego boiska, a także
innych warunków do rozwijania szerszej działalności piłkarskiej. Miała
natomiast świetnych piłkarzy - Ślązaków, odbywających właśnie służbę
wojskową w marynarce wojennej. Flota zrezygnowała więc ze swoich ambicji
piłkarskich i w ciągu paru dni załatwiono przeniesienie do Lechii braci
Kokotów, Nierychły, Pochopina, Nowakowskiego i Kierysza. Wkrótce potem
do biało-zielonych przeszedł także doskonały napastnik milicyjnej Pogoni
- Skowroński. W połączeniu z tymi, którzy pozostali w Lechii (Łoś, Lasota,
Żytniak, Kupcewicz, Grządziel) - powstała wyrównana i dobra technicznie
drużyna, mająca pałne szanse ubiegania się o tytuł mistrza Wybrzeża.
Jednak raz jeszcze nieubłagalne przepisy piłkarskie obróciły się przeciwko
Lechii. Byli piłkarze Floty i Pogoni nie mogli występować w barwach
Lechii w drugiej rundzie rozgrywek mistrzowskich, ponieważ w jesiennych
rozgrywkach reprezentowali inne kluby. A Flota i Pogoń nie zmieniły
niestety swoich nazw. I oto wytworzyła się dość paradoksalna sytuacja
- w rozgrywkach gdańskiej A klasy Lechia występująca w rezerwowym składzie
przegrywała mecz za meczem i niewielką ilością punktów wybroniła się
przed spadkiem do B klasy, natomiast w spotkaniach towarzyskich, grając
już w pełnym składzie, udowadniała swą zdecydowaną wyższość nad wszystkimi
rywalami, i to nie tylko z Wybrzeża. Wiosną i latem Lechia bije kolejno:
Pocztowy KS 4:1, MKS Sopot 4:2, PKS Szczecin 2:1, Zjednoczonych Łódź
5:2, Gedanię 2:1, reprezentację Gdynii 5:2, Kaszubię 5:1, Płomień 4:0,
Skrę Warszawa 10:4 i Legię Warszawa 4:2. Tymczasem mistrzostwa A klasy
dobiegły końca i tytuł pierwszego mistrza Wybrzeża w piłce nożnej zdobyła
Gedania.
Największą furorę zrobiły jednak na Wybrzeżu dwa inne spotkania. Pod
koniec maja na Stadion Miejski we Wrzeszczu przyjechał wielokrotny przedwojenny
mistrz Polski - Ruch Chorzów, który w obecności pięciu tysięcy widzów
poniósł porażkę z Lechią w stosunku 2:4, co było ogromną sensacją. Na
nic zdały się efektowne parady Broma, reprezentanta Polski, w bramce
Ruchu - musiał kapitulować aż cztery razy po strzałach Skowrońskiego,
Alfreda Kokota, Pochopina i Grządziela. Mecz stał na doskonałym poziomie,
a ogólny podziw wzbudził młody, dziewiętnastoletni piłkarz chorzowskiego
Ruchu - Gerard Cieślik, który popisał się piękną bramką zdobytą z "przewrotki"
- nożycami do tyłu.
Rekord frekwencji widzów na stadionie we Wrzeszczu padł 16 czerwca.
Na trybunie i amfiteatrach stłoczyło się ciasno ponad dwadzieścia tysięcy
osób, przybyłych na pierwsze oficjalne międzynarodowe spotkanie piłkarskie
na Wybrzeżu. Przeciwnikami Lechii byli słynni piłkarze węgierscy o ustalonej
już renomie w piłkarskiej Europie. W reprezentacyjnej drużynie kolejarzy
węgierskich, którzy w swych ciemnowiśniowyh koszulkach wybiegli na boisko
przy ulicy Traugutta, grało aż sześciu reprezentantów Węgier - toteż
stremowana Lechia niezbyt szybko zapanowała nad rozdygotanymi nerwami.
Ale w miarę upływu czasu, coraz więcej oklasków nagradzało także akcje
zespołu gdańskiego. Węgrzy nie spodziewali się tak skutecznego oporu.
Wprawdzie lekko przeważali, ale wszystkie ich akcje załamywały się na
ofiarnych obrońcach: Lasocie i Żytniaku, pomocnikach: Nierychle, Nowakowskim
i Henryku Kokocie oraz brawurowo broniącym - bramkarzu Ludwiku Łosiu.
W ostatnim kwadransie przed przerwą coraz częściej zaczynają też dochodzić
do głosu napastnicy Lechii. Linia ataku w składzie Pochopin, Alfred
Kokot, Skowroński, Grządziel, Kupcewicz przeprowadza kilka błyskotliwych
akcji i oto w czterdziestej minucie prawoskrzydłowy Pochopin ograł obrońcę
węgierskiego i z bardzo trudnego kąta przepięknie strzelił pod samą
poprzeczkę. Bramkarz nie próbował nawet bronić - ze zdziwieniem patrzył
tylko na trzepocącą w siatce piłkę. Nie sposób opisać entuzjazmu widowni.
W potężnym wrzasku stadionu, słyszalnym podobno aż w Oliwie, frunęły
do góry różne części garderoby, a jej właściciele szaleli z radości...
Lechia prowadziła do przerwy 1:0! Szczęście nie trwało jednak długo.
Rozdrażnieni Madziarzy, którzy po raz pierwszy demonstrowali w Gdańsku
arcynowoczesny wtedy system WM - ze stoperem w linii obrony i cofniętymi
łącznikami - ruszyli po przerwie z takim impetem, że widownia momentalnie
przycichła. Mnożyły się finezyjne zagrania w głębi pola, błyskawiczne
sprinty i centry ze skrzydeł oraz celne i zaskakujące strzały z każdej
pozycji. Gdańszczanie w żaden sposób nie mogli odnaleźć właściwego rytmu
i bardzo szybko potracili głowy. A gdy w dodatku wyszły na jaw duże
braki kondycyjne - na boisku istniały już tylko wiśniowe koszulki węgierskie.
Nie pomagały rozpaczliwe robinsonady bez przerwy oklaskiwanego Łosia...
Przy pierwszych bramkach oniemiała widownia wzdychała tylko boleśnie,
ale potem zwyciężył czar węgierskiej piłki i zachwyceni kibice bili
długie brawa wirtuozom znad Dunaju. Węgrzy wygrali wtedy 6:1, a Lechia
miała chociaż tę satysfakcję, że przez połowę meczu dotrzymywała kroku
niezrównanym wtedy mistrzom.
Na jesieni rozpoczęły się kolejne mistrzostwa gdańskiej A klasy. Były
to ważne mistrzostwa, albowiem było już wiadomo, że pierwsze dwa zespoły
będą reprezentować okręg gdański w późniejszych rozgrywkach, mających
na celu utworzenie pierwszej powojennej ekstraklasy piłkarskiej. Grająca
już w pełnym składzie Lechia od razu narzuciła zabójcze tempo. Jej kolejnymi
ofiarami były: Wisła Tczew 10:1, Unia Tczew 9:1, MKS Pogoń 4:1, Grom
Gdynia 3:1, Bałtyk Gdynia 12:0, WKS 16 Dywizji 5:3 i wreszcie Płomień
10:0. Jedyną, ale za to bardzo prestiżową porażkę, ponoszą biało-zieloni
ze swym najgroźniejszym rywalem - Gedanią, która nawiązując do swojej
przedwojennej świetności nie chciała oddać miana najlepszej drużyny
Gdańska. Lechia prowadziła już do przerwy 2:0 i drugą połowę rozpoczęła
z wielką pewnością siebie, a nawet z odrobiną nonszalancji, w przeciwieństwie
do Gedanii, która rzuciła na szalę ogromną ambicję oraz wolę walki i
zwycięstwa. W tej sytuacji, jeszcze zanim rozległ się gwizdek rozpoczynający
drugą połowę, wynik meczu był przesądzony. W krótkich odstępach czasu
Gedania zdobyła cztery bramki i zwyciężyła zasłużenie 4:2. Obie te drużyny
miały już sporą przewagę nad rywalami i już było wiadomo, że to właśnie
one będą walczyć w przyszłym roku o pierwszą ligę. Tak rzeczywiście
było (mistrzem Wybrzeża ponownie została Gedania, a Lechia zajęła drugą
lokatę), ale okazało się, że tym razem ekstraklasa była jeszcze poza
zasięgiem drużyn gdańskich.
Nie powiodło się Gedanii, która w pierwszej serii eliminacyjnej zajęła
dopiero siódme miejsce (awansowały trzy pierwsze zespoły). Tymczasem
w drugiej, jesiennej serii rozgrywek, Lechia wystartowała bardzo udanie,
pewnie wygrywając własną podgrupę (pięć zwycięstw i jedna porażka w
Poznaniu), w której grały także: HCP Poznań, MKS Szczecin i Polonia
Bydgoszcz, ale w tzw. II eliminacyjnej grupie "pięciu", tak
młody i mało doświadczony zespół niewiele miał już do powiedzenia. Biało-zieloni
zajęli piąte miejsce za Ruchem Chorzów, Legią Warszawa, Tarnovią i Widzewem
Łódź (do ekstraklasy awansowały tylko trzy pierwsze zespoły), musieli
więc wrócić do gdańskiej A klasy.
Udział w ciężkich rozgrywkach o awans zahartował biało-zielonych, którzy
w następnym sezonie poczynili już bardzo widoczne postępy w technice
i taktyce gry. Najboleśniej przekonał się o tym na własnej skórze stary
lokalny rywal - Gedania, która w dwóch meczach o mistrzostwo okręgu
wysoko przegrała z Lechią, bo 1:5 i 2:7. Lechia została wreszcie mistrzem
Wybrzeża! I chyba właśnie od tej chwili wszystkie największe sukcesy
gdańskiej piłki nożnej wiązać się będą z drużyną z ulicy Traugutta we
Wrzeszczu.
Lechia rozpoczęła swój trudny, ale uwieńczony pełnym powodzeniem, marsz
do grona najlepszych polskich zespołów piłkarskich. Jako mistrz Wybrzeża
stanęła jeszcze raz do walki o pierwszoligowy awans. W spotkaniach eliminacyjnych
łatwo poradziła sobie z Lublinianką Lublin, Bzurą Chodaków i Gwardią
Olsztyn, a w grupie finałowej była już prawdziwą rewelacją, odnosząc
w ośmiu meczach siedem zwycięstw i tylko jeden remisując. Najbardziej
emocjonujący w tej serii był mecz w Bytomiu z Szombierkami, kóre do
przerwy prowadziły 2:0, a mimo to zeszły z własnego boiska pokonane
2:3. Dwie kapitalne bramki strzelił wtedy Rogocz, a jedną Skowroński.
W rewanżu na stadionie we Wrzeszczu, Szombierki przegrały już bezapelacyjnie
1:4. W pozostałych spotkaniach Lechia wygrała z PTC Pabianice 5:2 i
7:2, ze Skrą Częstochowa 3:1 i 6:1, a z Radomiakiem 3:0 i w rewanżu,
który był ostatnim meczem rozgrywek, zremisowała 1:1. W sumie gdańszczanie
zdobyli 15 punktów i przebojem awansowali do I ligi. Ich przewaga nad
Szombierkami, które także awansowały, wyniosła aż sześć punktów. Radość
tysięcy miłośników piłki nożnej na Wybrzeżu nie miała granic - gdański
zespół po raz pierwszy w historii znalazł się w ekstraklasie. Lechia
w ekstraklasie!
Warto jeszcze przypomnieć nazwiska tych, którzy dokonali tego wyczynu.
Najczęściej Lechia grała wtedy w składzie:
bramkarz: Józef Pokorski (rez. Ludwik Łoś)
obrońcy: Hubert Nowakowski i Jakub Smug (rez. Bolesław Żytniak)
pomocnicy: Piotr Nierychło, Alfred Kamzela, Henryk Kokot I
napastnicy: Alfred Kokot II, Leszek Goździk, Roman Rogocz, Tadeusz Skowroński
i Aleksander Kupcewicz (rez. Leszek Steinmetz)