Puchar
Zdobywców Pucharów 1983/84 - I runda
Lechia Gdańsk - Juventus FC
6 lipca 1983 roku, punktualnie o godzinie 12:00 rozpoczęło się w genewskim
hotelu "Intercontinental" losowanie pierwszej rundy europejskich
pucharów 1983/1984. Niemożliwe - to chyba jakaś pomyłka - to na pewno
żarty - na ogół w takim tonie komentowano wyniki środowego losowania.
Rzecz jasna wszystkim chodziło o rywala gdańskiej Lechii. Przedstawiciel
naszego futbolu trafił na Juventus Turyn! A przecież byli i tacy, którzy
wierzyli, że Zbigniew Boniek i spółka wystąpią na stadionie we Wrzeszczu.
Pucharowy los okazał się najlepszym reżyserem - wszak jeszcze niedawno
lechiści walczyli z trzecioligowym Pomowcem Gronowo, a teraz staną oko
w oko z jedną z najlepszych drużyn w Europie!
Komentarze po losowaniu:
Wiceprezes Lechii Gdańsk płk. Jan Oficjalski:
"Pierwsza moja reakcja, to duże zaskoczenie. Spotkanie w Gdańsku
z tak utytułowanym rywalem o międzynarodowej renomie będzie olbrzymią
atrakcją dla kibiców na Wybrzeżu".
Główna księgowa Lechii Gdańsk Barbara Froese:
"Ja również w pierwszej chwili byłam zaskoczona, ale po chwili
refleksji pomyślałam, że tak wspaniale dopingującym naszą drużynę kibicom
należała się jakaś atrakcyjna nagroda i teraz w postaci Juventusu będą
ją mieli. Wierzę, że spotkanie Lechia-Juventus w Gdańsku będzie niezapomnianym
widowiskiem i jeśli nawet Lechii nie powiedzie się, to przynajmniej
- jak mówi porzekadło - spadnie z dobrego konia".
Kapitan Lechii Gdańsk Lech Kulwicki:
"Dowiedzieliśmy się o tym dopiero o godzinie 20:00. Nasi trenerzy
znali wyniki losowania już kilka godzin wcześniej z radia, jednak nie
zdradzili się z tym od razu. Dopiero w porze lekkiego wieczornego treningu
"odkryli karty", poprzedzając wszystko czymś w rodzaju totka,
który wykazał, że jedynie Andrzej Salach spodziewał się, iż trafimy
na Juventus. Można więc powiedzieć, że los zaskoczył nasze oczekiwania.
Wprawdzie w Gdańsku, np. podczas honorowania nas w Ratuszu Głównomiejskim
niektórzy życzyli nam od razu pojedynku z Barceloną albo Juventusem,
ale były to życzenia wyrażane raczej pół serio. Kości zostały jednak
rzucone. Juventus to wielka klasa, co nie oznacza, że od razu klękniemy
przed nimi na kolana. Tak renomowany przeciwnik mobilizuje nas do bardzo
starannego przygotowania. Zapewniam naszych kibiców, że uczynimy wszystko,
co w naszej mocy, aby godnie wypaść w pojedynkach włoskim zespołem gwiazd,
dołożymy swoją cegiełkę, by spotkania, zwłaszcza gdańskie, były niezapomnianymi
widowiskami".
Prezes Juventusu Turyn Giampiero Boniperti:
"Nie chcę być przedwczesnym prorokiem, ale wynik ostatniego meczu
w Polsce był dla nas korzystny. Sądzę, że i tym razem będziemy zadowoleni".
Trener Juventusu Turyn Giovanni Trapattoni:
"Losowanie okazało się dla nas dość szczęśliwe. Koniecznie musimy
przejść pierwszy próg, aby odzyskać zaufanie po niemiłej niespodziance
w Atenach. Dzięki Bońkowi będziemy mieli pełne rozeznanie możliwości
przeciwnika".
Dziennikarzowi "Przeglądu Sportowego" udało się przeprowadzić
wywiad z Polakiem grającym w Juventusie - Zbigniewem Bońkiem:
- Jak przyjął pan wyniki losowania ?
Oczywiście trzeba postawić sprawę jasno, że Lechia, gdyby nawet nie
wylosowała Juventusu, nie zdobyłaby europejskiego pucharu. Wynik losowania
uważam za bardzo szczęśliwy dla gdańszczan, bowiem mówiąc po widzewsku,
jak spaść, to z dobrego konia.
- Wielu kibiców obawia się, że może dojść do kompromitacji polskiego
zespołu.
Osobiście w to nie wierzę. Jestem przekonany o wyższości Juve, ale już
zbyt dobrze znam mentalność tutejszych zawodników. Bardzo prawdopodobne,
że w Turynie wygramy powiedzmy 3:0, lecz w Gdańsku może być nawet remis.
- Drużyny najbliższych pucharowych rywali pan nie zna...
Z jednym wyjątkiem. W sezonie 1974/75 grałem w bydgoskiej Zawiszy z
obecnym trenerem gdańszczan - Jurkiem Jastrzębowskim. To bardzo dobry
kolega. Zawsze rozważny i spokojny. Do dziś pamiętam, że właśnie na
stadionie we Wrzeszczu w spotkaniu z Lechią, Jurek strzelił przepiękną
bramkę z ok. 30 metrów. Chyba we wrześniu będę musiał skopiować jego
wyczyn.
- Znów, w tak krótkim czasie, wystąpi pan w pucharach przed polską
publicznością.
Cieszę się z tego z dwóch powodów. Po pierwsze - we Wrzeszczu jest wspaniała
publiczność i zawsze mi się tam dobrze grało. Po drugie - Lechia to
klub z olbrzymimi tradycjami, odniosła piękny sukces w PP, a mecze z
Juve powinny jej pomóc w obecnym piłkarskim odrodzeniu.
- Mimo wszystko, do Gdańska przyjedziecie raczej na wycieczkę ?
To powinien być bardzo fajny mecz. A poza tym - proszę pamiętać - to
jest piłka, na razie jest 0:0 i jeszcze Lechia nie przegrała.
Jaki
był wówczas Juventus Turyn? Był 20-krotnym mistrzem Włoch - ostatni
raz zdobył to trofeum rok wcześniej, a w sezonie 1982/1983 uplasował
się na drugiej pozycji w lidze włoskiej. 7-krotnie w swojej historii
zdobywał Puchar Włoch, był także finalistą Pucharu Europy, który odbył
się kilka tygodni wcześniej i który Juventus minimalnie przegrał z Hamburgerem
SV 0:1. O ówczesnej sile turyńskiego klubu niech świadczy także fakt,
że aż sześciu jego zawodników grało w drużynie narodowej Włoch, która
rok wcześniej wywalczyła tytuł Mistrza Świata! W meczu finałowym wspomnianych
mistrzostw, które odbyły się w Hiszpanii w roku 1982 i w którym Włochy
pokonały drużynę RFN 3:1, wystąpili następujący piłkarze Juventusu:
Dino Zoff (który jednak postanowił zakończyć karierę), Claudio Gentile,
Antonio Cabrini, Geatano Scirea, Marco Tardelli oraz Paolo Rossi. Dwaj
ostatni wpisali się w tym meczu na listę strzelców, a Rossi został nawet
królem strzelców całego turnieju! Nie sposób pominąć także "cudzoziemców"
grających w Juventusie - Michela Platiniego i Zbigniewa Bońka, którzy
także zostali medalistami hiszpańskich Mistrzostw Świata.
To chyba wystarczy, żeby zobrazować wielką potęgę ówczesnej drużyny
Juventusu, z którą nie mogła się równać nawet najlepsza polska drużyna,
a co dopiero świeżo upieczony drugoligowiec...
Oto kadry obu zespołów z początku sezonu 1983/84:
JUVENTUS FC
Bramkarze: Luciano Bodini (29 lat); Stefano Tacconi (26 lat)
Obrońcy: Sergio Brio (27 lat); Giuliano Luca Burgato (19 lat);
Antonio Cabrini (26 lat); Nicola Caricola (20 lat); Claudio Gentile
(30 lat); Gaetano Scirea (30 lat); Massimo Storgato (22 lata)
Pomocnicy i napastnicy: Zbigniew Boniek (27 lat); Massimo Bonini
(24 lata); Giuseppe Furino (37 lat); Domenico Penzo (30 lat); Michel
Platini (28 lat); Claudio Prandelli (26 lat); Paolo Rossi (27 lat);
Marco Tardelli (29 lat); Beniamino Vignola (24 lata)
Trener: Giovanni Trapattoni
LECHIA GDAŃSK
Bramkarze: Tadeusz Fajfer (24 lat); Marek Woźniak (20 lat)
Obrońcy: Aleksander Cybulski (21 lat); Lech Kulwicki (32 lata,
kapitan); Andrzej Marchel (19 lat); Walenty Omeljaniuk (30 lat); Dariusz
Raczyński (21 lat); Andrzej Salach (24 lata); Andrzej Wydrowski (18
lat)
Pomocnicy i napastnicy: Krzysztof Górski (25 lat); Jacek Grembocki
(18 lat); Roman Józefowicz (25 lat); Maciej Kamiński (24 lata); Jarosław
Klinger (23 lata); Marek Kowalczyk (22 lata); Zbigniew Kowalski (25
lat); Jerzy Kruszczyński (24 lata); Jarosław Pajor (18 lat); Ryszard
Polak (24 lata); Dariusz Wójtowicz (18 lat)
Trener: Jerzy Jastrzębowski; II trener: Józef Gładysz
W sierpniu 1983 roku piłkarze Lechii wybrali się na dziesięciodniowe
tournee do Włoch. Lechia wygrała 7:2 z drużyną klasy okręgowej Forte
del Marmi, a następnie pokonała II-ligową Spezię 4:1. Gdańscy futboliści
przenieśli się też na krótko do Szwajcarii, gdzie przegrali 1:3 z pierwszoligowym
Lugano, a na zakończenie włoskiej eskapady, w najbardziej widowiskowym
meczu, zremisowali 3:3 z II-ligową Biellą. Następnie pojechali bezpośrednio
na ligowy mecz do Opola.
Spośród zawodników Lechii, najwięcej pochwał zebrał od miejscowych obserwatorów
skuteczny napastnik, nowy nabytek gdańskiego klubu (przybyły z Arkonii
Szczecin) - Jerzy Kruszczyński.
Przed meczem sporo wywiadów udzielał Zbigniew Boniek, często nazywany
w prasie "Zibi". Między innymi argumentował słabość gdańskiego
drugoligowca warunkami gry, w jakich przyjdzie mu się zmierzyć z Juve.
Wieczorowa pora meczu, 70-tysięczna widownia, sztuczne oświetlenie,
to sprawy calkiem nieznane pucharowemu beniaminkowi. Tu miał Zibi rację,
choć ostatnie stwierdzenie, że na stadion we Wrzeszczu przychodzi nie
więcej, niż 5 tysięcy kibiców, nie odpowiadało prawdzie.
Wypowiedział się też trener Lechii Jerzy Jastrzębowski:
"Bądźmy realistami - nie przyjechaliśmy po to, żeby osiągnąć jakiś
wielki sukces na Stadio Comunale. Remis byłby naszym marzeniem. Z minimalnej
przegranej, np. różnicą jednej bramki, też nie będziemy się martwić..."
I runda Pucharu Zdobywców Pucharów 1983/1984
14.09.1983, 20:30, Stadio Comunale w Turynie
Juventus FC 7-0 Lechia Gdańsk
1:0 Michel Platini 18'
2:0 Domenico Penzo 24'
3:0 Michel Platini 26'
4:0 Domenico Penzo 28'
5:0 Domenico Penzo 60'
6:0 Domenico Penzo 67'
7:0 Paolo Rossi 75'
Juventus: Stefano Tacconi, Claudio Gentile, Gaetano Scirea,
Sergio Brio, Antonio Cabrini (30' Nicola Caricola), Marco Tardelli,
Massimo Bonini, Zbigniew Boniek, Michel Platini (60' Lirioli), Paolo
Rossi, Domenico Penzo.
Lechia: Tadeusz Fajfer, Zbigniew Kowalski, Lech Kulwicki, Andrzej
Salach, Aleksander Cybulski (70' Andrzej Marchel), Jacek Grembocki (73'
Roman Józefowicz), Marek Kowalczyk, Maciej Kamiński, Jerzy Kruszczyński,
Dariusz Wójtowicz, Ryszard Polak (50' Krzysztof Górski).
Żółte kartki: Zbigniew Kowalski (Lechia)
Sędzia: F. Nazare (Portugalia)
Widzów: 40.000 lub 55.000 (różnie według różnych źródeł)
Tak więc piłkarze Lechii wywieźli z Turynu pokaźny bagaż bramek. Mimo,
że wynik jest jednoznaczny, to gdańszczanie zasłużyli na pochwałę za
ambicję i prowadzenie otwartej gry, choć to ich właśnie zgubiło, jeśli
chodzi o tak wysoki rezultat.
Futboliści Lechii Gdańsk przystąpili do meczu mocno skoncentrowani
i wyraźnie bez kompleksów wobec utytułowanego przeciwnika. Juventus
atakował, ale grał początkowo jakby ospale, stosując atak pozycyjny.
Gdańszczanie w tym czasie bronili się uważnie, stosując od czasu do
czasu kontrataki. (1:0) Nadeszła jednak fatalna 18 minuta meczu, kiedy
to po dośrodkowaniu bramkarz Fajfer złapał piłkę, ale w powietrzu zderzył
się Salachem, piłka wypadła mu z rąk i trafiła wprost pod nogi Platiniego.
Francuz spokojnie posłał piłkę do siatki.
W tym momencie ambitni gdańszczanie popełnili chyba błąd i usiłując
zdobyć wyrównującą bramkę poszli do przodu, a na to tylko czekali gospodarze.
W 21 minucie Rossi strzelił w słupek. (2:0) Trzy minuty później Juventus
przeprowadził kolejną "kontrę" - dośrodkowanie z lewej strony
i po błędzie stoperów Lechii Gdańsk nie pilnowany Penzo strzelił bramkę
z ok. 5 metrów.
(3:0) Lechia nadal próbowała atakować, lecz w 26 minucie nie pilnowany
Platini oddał plasowany strzał - Fajfer był bez szans. (4:0) Nie minęły
jeszcze 3 minuty, a kolejna kontra Włochów przyniosła bramkę Juvetusowi
- kapitalnym strzałem popisał się Boniek, Fajfer padając zdołał odbić
piłkę, ale przed dobitką nie pilnowanego na polu karnym Penzo, skapitulował.
Gdańszczanie nadal prowadzili otwartą grę, ale ich akcjom brak było
wykończenia, dynamiki i celnego strzału. Za to piłkarze Juventusu strzelali
dużo i celnie, a co gorsza dla nas - skutecznie. Większość bramek padła
po ewidentnych błędach środkowych obrońców Lechii. Nie można było bezkarnie
pozostawiać swobody poruszania się na polu karnym zawodnikom tej miary,
co Boniek, Platini, czy Rossi. Zostaliśmy srodze za to skarceni.
Po przerwie obraz gry nie ulega zmianie - Lechia ciągle prowadzi otwartą
grę, a kontrataki Juventusu przynoszą kolejne bramki. (5:0) W 60 minucie
Penzo znalazł się sam 7 metrów od bramki biało-zielonych i nie miał
kłopotów z umieszczeniem piłki w siatce.
(karny) Kilka minut później na polu karnym sfaulowany został Boniek.
Sędzia podyktował rzut karny, jednak Fajfer pokazał swoją klasę. Egzekutorem
był Rossi - rok wcześniej król strzelców piłkarskich Mistrzostw Świata.
Celnie strzelił w prawy róg bramki Lechii, ale Fajfer znakomicie wyczuł
jego intencje, rzucił się i końcami palców wybił piłkę na rzut rożny!
Kilkadziesiąt tysięcy włoskich kibiców długo oklaskiwało wyczyn naszego
bramkarza.
(6:0) W 67 minucie Boniek podał do Penzo, a ten już po raz czwarty umieścił
piłkę w siatce. (7:0) Wreszcie w 75 minucie Rossi zrehabilitował się
za niewykorzystanie karnego i mimo asysty obrońców na polu karnym Lechii
zmusił do kapitulacji Fajfera. A więc Juve skopiował ligowy rezultat
z Ascoli, kiedy to kilka dni wcześniej wygrał w identycznym stosunku...
Ostatnie minuty meczu, to rozpaczliwe ataki Lechii, pragnącej zdobyć
choć jedną bramkę, jednak nie udało się...
Oczywiście Lechia Gdańsk nie musiała przegrać tak wysoko. Wystarczyło
skupić wszystkich zawodników w pobliżu własnej bramki, wybijać piłkę
jak najdalej, posyłać ją na aut, albo nawet na trybuny. Jednak Lechia
postanowiła stoczyć otwartą walkę ze sławnym Juventusem, 20-krotnym
mistrzem Włoch i finalistą ostatniego Pucharu Europy. I dzięki takiej
właśnie, odważnej postawie zaskarbiła sobie sympatię kibiców w Turynie,
którzy radowali się ze zdobycia bramek przez Domenico Penzo, czy Michela
Platiniego, ale także nagradzali brawami śmiałe niekiedy ataki młodych
gdańskich piłkarzy.
Zresztą piłkarze Lechii odgryzali się przeciwnikom, jak tylko mogli,
a na ich plus należy zapisać, że do końca walczyli bardzo dzielnie i
choć przewagę miał Juventus, to jednak Tacconi też miał okazje, żeby
popisać się swoim bramkarskim kunsztem. Biało-zieloni uparcie dążyli
do zdobycia przynajmniej jednej bramki, były nawet niezłe ku temu okazje
(np. rzut wolny pośredni z odległości 5 metrów od bramki Juve), ale
wysiłki jej młodych zawodników tym razem nie zostały uwieńczone powodzeniem.
Mijałoby się z celem wytykanie błędów, różnicowanie ocen poszczególnych
piłkarzy Lechii. Starali się wszyscy, jak tylko mogli. Była jednak wyraźna
różnica pomiędzy niedawnym trzecioligowcem, a ówcześnie drugoligowcem
(Lechia), a jedną z najlepszych drużyn Europy (Juventus Turyn).
Kiedy bohaterowie spektaklu opuścili plac gry, tylko część widowni
udała się do domów. Co bardziej rozmiłowani w futbolu "tifosi"
zaczęli oblegać szatnie - przede wszystkim swoich rodaków, choć autografy
rozdawali również i gdańszczanie.
Tymczasem do szatni lechistów przyszedł Zbyszek Boniek, bo choć na murawie
przeciwnik, to poza nią kolega. Pod natryskiem powiedział: "Wolę
z wami". Złożył też oświadczenie dla prasy, że wiele jedenastek
z całego globu chciałoby zagrać przeciwko Juve na tym stadionie, nawet
gdyby miała je spotkać klęska. Powiedział także, że gdyby biało-zieloni
wytrzymali jeszcze kwadrans bez straty bramki, to mogłaby być głupia
dla Juventusu sytuacja - nerwowość już zaczynała się wkradać w ich szeregi.
Większość lubujących się w barwnych i dosadnych określeniach dzienników
włoskich było zdania, że Lechia zapłaciła frycowe za start w europejskich
rozgrywkach pucharowych na Stadio Comunale. Dotkliwą porażkę z Juventusem
nazwano ceną debiutu gdańskich "żółtodziobów", zwłaszcza że
przeciwnikiem biało-zielonych był zespół słynnych turyńskich "profesores".
Czwartkowe dzienniki podkreślały przy tym czupurność Lechii, która niczym
uderzone dziecko chciała szybko odrobić straty, rozwinęła otwartą grę,
co jest widowiskowe, ale zostało mocno skarcone przez Juve. Turyńczyczycy
to mistrzowie w szybkim ataku i po napotkaniu rozluźnionych szyków obronnych
gdańszczan, błyskawicznie przedostali się pod ich bramkę, gdzie 30-letni
Domenico Penzo był prawdziwym postrachem Fajfera.
Dziennikarz "It Giomale di Vicenza" Michele Merio:
"Myślę, że Lechia uzyska w Gdańsku znacznie korzystniejszy dla
siebie wynik, choć w dalszym ciągu faworytem pozostają gwiazdy z Turynu.
Muszę powiedzieć, że wasi piłkarze zdobyli sobie dużą sympatię we Włoszech.
Za odwagę i ambicję. Lechia to jeszcze zespół niedoświadczony, przed
którym dopiero przyszłość. W każdym razie podobali nam się poszczególni
zawodnicy, a zwłaszcza ten oznaczony numerem "11" (Kruszczyński)".
Oprócz Kruszczyńskiego, prasa włoska przyznała najwyższe noty w zespole
Lechii także Fajferowi, Kowalczykowi i Grembockiemu.
Uważnym obserwatorem meczu był 41-letni wówczas Dino Zoff -
od sierpnia szkolący swoich następców, jako asystent trenera Trapattoniego.
Znakomity niegdyś bramkarz w takich słowach wypowiadał się po spotkaniu
w Turynie:
"Przecież każdy zdawał dobie sprawę, że Juve jest zdecydowanym
faworytem. Lechia miała bardzo dobry początek. Przez ponad kwadrans
gdańszczanie grali, jak z nut, a zawodnicy oznaczeni numerami 9 i 8
(Grembocki i Kowalczyk) popisali się nawet efektownymi zagraniami technicznymi.
Żal mi trochę polskiego bramkarza, wiem dobrze, jak czuje się zawodnik
występujący na tej pozycji, który musi przeżywać rozpacz po takim błędzie.
Lechia i tak by przegrała, ale jej porażka nie musiała się zacząć od
tak przykrej historii. Po utracie bramki Lechia porzuciła dyscyplinę
taktyczną i to ją, w meczu z takimi lisami, jak moi koledzy, zgubiło.
Ale brawo za odwagę!"
Trener gdańszczan Jerzy Jastrzębowski także podkreślał złamanie
przez jego podopiecznych wpajanych im założeń taktycznych:
"Czy mam prawo wymagać coś więcej od zawodników, którzy jeszcze
kilka miesięcy temu występowali na wiejskich boiskach w III lidze? Pewnych
barier nie sposób natychmiast przeskoczyć. Była to dla drugoligowej
Lechii przykładna lekcja, która unaoczniła, jak wielka jest różnica
między drużyną światowej klasy, a naszą. Nasz zespół otrzymał niezwykle
surową lekcję. Miejmy nadzieję, że przyniesie ona w przyszłości sporo
pożytku".
Kapitan Lechii Gdańsk Lech Kulwicki:
"Nie mieliśmy żadnych szans. A jednak szkoda, wielka szkoda, że
straciliśmy aż tyle goli. Siedem to bardzo dużo - gdybyśmy zagrali uważniej
w obronie, to mogło się skończyć na czterech".
Piłkarz Juventusu Turyn Zbigniew Boniek:
"To nie jest wina Lechii, że tak wysoko przegrała. Przecież oni
starali się, jak mogli, ale nic więcej nie byli w stanie zdziałać".
Bardzo serdecznie - a było już ponad godzinę po meczu - włoscy kibice
żegnali odjeżdżający z gdańszczanami autokar. Ładny gest, który warto
zapamiętać. A w autokarze, odwożącym gdańską ekipę po meczu do oddalonej
o 40 km od Turynu miejscowości Asti, wszyscy byli pod wrażeniem znakomitej
gry Juventusu, uznali też, że "profesores", to jednak o dwie
klasy lepsi od nich futboliści, przed którymi trzeba schylić czoła.
Imponowało lechistom głównie demonstrowane przez turyńczyków przyspieszenie
i wielka umiejętność błyskawicznego wykorzystywania sytuacji, gdy przeciwnik
popełni błąd w wyprowadzaniu piłki. Przyznali też, że wpływ na ich postawę
miał wypełniony 55 tysiącami widzów wspaniały stadion, atmosfera, doping
na rzecz Juve. Byli jakby pod presją tej atmosfery - po raz pierwszy
grali bowiem przed tak liczną widownią.
Jednak z piłkarzy Lechii, mimo że bardzo wyraźnie ustępowali przeciwnikowi,
nikt się nie śmiał, nikt podczas meczu ich nie wygwizdał. Wyrobieni
kibice turyńscy zrozumieli, że ambitni i waleczni Polacy przyjmując
otwartą walkę ze słynnymi "internacjonałami", nie chcieli
psuć widowiska zorganizowanego przecież dla publiczności.
Na mecz do Turynu udało się 94 kibiców z Gdańska, z których 40 po meczu
poprosiło o azyl we Włoszech...