[ Strona główna ]


Jedyny w swoim rodzaju Skarb Ekstraklasy - statystyki, sylwetki, kariery graczy, historie, osiągnięcia klubówSkarb I ligi - statystyki, kariery graczy, historie i osiągnięcia klubówRozgrywki regionalne 2024/2025 - od IV ligi do Klasy C !Wyszukiwarka klubów, zawodników i sędziów w serwisie 90 MinutJeśli chcesz skontaktować się z redakcją - najpierw to przeczytaj!
90minut.pl
 CLJ
 PZPN
RSSSF

 


   

Michał Jerzyk
Lechia Gdańsk - Historia

Droga do ekstraklasy (1946-49)

Herb GdańskaDrugi rok swojej działalności piłkarze rozpoczęli już 20 stycznia, walnym zebraniem GOZPN, na którym wybrano nowy zarząd i nowego prezesa, którym został major Władysław Sroka. Jednak z powodu mroźnej i przedłużającej się zimy piłkarze gdańscy wyszli na boiska wyjątkowo późno. Właściwa inauguracja nastąpiła dopiero 18 kwietnia podczas "Turnieju Czterech Miast" (Gdańsk, Gdynia, Sopot, Tczew). Zakończył się on wygraną drużyny gdańskiej, co jednak nie przyszło łatwo.
Pod koniec kwietnia rozpoczęły się mistrzostwa okręgu. W rozgrywkach A, B i C klasy wystartowało już trzydzieści pięć zespołów, co było najlepszym dowodem wielkiej popularności piłki nożnej na Wybrzeżu Gdańskim. Największe zainteresowanie skupiało się oczywiście na rozgrywkach A klasy mających wyłonić mistrza Wybrzeża. Największe szanse miał zdecydowany lider tabeli - BOP, ale tuż przed wiosenną rundą mistrzostw klub przeżył ogromny wstrząs, który omal nie doprowadził do całkowitego rozwiązania sekcji piłkarskiej.

Początek sezonu nie zapowiadał kryzysu. Pod koniec marca BOP rozgrywa w Sopocie towarzyski mecz z Płomieniem i zwycięża wysoko 8:4. Baran potwierdza wysoką formę i strzela cztery bramki - kibice zacierają ręce. Nadchodzi jednak walne zebranie i na nim pada propozycja zmiany nazwy klubu z 'BOP Baltia' na 'KS Lechia'. Nazwa wydaje się ładna i dźwięczna, toteż zyskuje ogólną aprobatę, ale najbardziej, z uporem godnym lepszej sprawy, głosują za nią najlepsi piłkarze: Baran, Łącz, Hogendorf i przede wszystkim elokwentny Czyżewski. Walne zgromadzenie uchwala więc zmianę nazwy. I dopiero teraz "wychodzi szydło z worka"! W początkach kwietnia cała czwórka piłkarskich asów cichaczem wynosi się z Wybrzeża i już po kilku dniach występuje w barwach Łódzkiego Klubu Sportowego. Lechia jest bezsilna, gdyż nie ma prawa do żadnych protestów: przepisy PZPN-u wyraźnie mówią, że w przypadku zmiany nazwy klubu - zawodnicy automatycznie otrzymuja zwolnienie i natychmiast, bez żadnej karencji, mogą przenieść się do innego klubu na terenie całego kraju. I właśnie "grupa Czyżewskiego" wykorzystała skwapliwie ten przepis odwdzięczając się w ten sposób BOP-owi za świetne warunki materialne, jakie stworzono jej w Gdańsku.

Rozgoryczeni działacze, którzy już widzieli Lechię walczącą z mistrzami innych okręgów o tytuł pierwszego po wojnie mistrza Polski, po krótkim załamaniu zacisnęli zęby i przystąpili do montowania nowego zespołu. Zresztą dokonali tego nadspodziewanie szybko i gładko. Tak się szczęśliwie dla Lechii złożyło, że poważny kryzys przeżywała w tym czasie sekcja piłkarskiej Floty w Nowym Porcie. Nie miała ona własnego boiska, a także innych warunków do rozwijania szerszej działalności piłkarskiej. Miała natomiast świetnych piłkarzy - Ślązaków, odbywających właśnie służbę wojskową w marynarce wojennej. Flota zrezygnowała więc ze swoich ambicji piłkarskich i w ciągu paru dni załatwiono przeniesienie do Lechii braci Kokotów, Nierychły, Pochopina, Nowakowskiego i Kierysza. Wkrótce potem do biało-zielonych przeszedł także doskonały napastnik milicyjnej Pogoni - Skowroński. W połączeniu z tymi, którzy pozostali w Lechii (Łoś, Lasota, Żytniak, Kupcewicz, Grządziel) - powstała wyrównana i dobra technicznie drużyna, mająca pałne szanse ubiegania się o tytuł mistrza Wybrzeża. Jednak raz jeszcze nieubłagalne przepisy piłkarskie obróciły się przeciwko Lechii. Byli piłkarze Floty i Pogoni nie mogli występować w barwach Lechii w drugiej rundzie rozgrywek mistrzowskich, ponieważ w jesiennych rozgrywkach reprezentowali inne kluby. A Flota i Pogoń nie zmieniły niestety swoich nazw. I oto wytworzyła się dość paradoksalna sytuacja - w rozgrywkach gdańskiej A klasy Lechia występująca w rezerwowym składzie przegrywała mecz za meczem i niewielką ilością punktów wybroniła się przed spadkiem do B klasy, natomiast w spotkaniach towarzyskich, grając już w pełnym składzie, udowadniała swą zdecydowaną wyższość nad wszystkimi rywalami, i to nie tylko z Wybrzeża. Wiosną i latem Lechia bije kolejno: Pocztowy KS 4:1, MKS Sopot 4:2, PKS Szczecin 2:1, Zjednoczonych Łódź 5:2, Gedanię 2:1, reprezentację Gdynii 5:2, Kaszubię 5:1, Płomień 4:0, Skrę Warszawa 10:4 i Legię Warszawa 4:2. Tymczasem mistrzostwa A klasy dobiegły końca i tytuł pierwszego mistrza Wybrzeża w piłce nożnej zdobyła Gedania.

Największą furorę zrobiły jednak na Wybrzeżu dwa inne spotkania. Pod koniec maja na Stadion Miejski we Wrzeszczu przyjechał wielokrotny przedwojenny mistrz Polski - Ruch Chorzów, który w obecności pięciu tysięcy widzów poniósł porażkę z Lechią w stosunku 2:4, co było ogromną sensacją. Na nic zdały się efektowne parady Broma, reprezentanta Polski, w bramce Ruchu - musiał kapitulować aż cztery razy po strzałach Skowrońskiego, Alfreda Kokota, Pochopina i Grządziela. Mecz stał na doskonałym poziomie, a ogólny podziw wzbudził młody, dziewiętnastoletni piłkarz chorzowskiego Ruchu - Gerard Cieślik, który popisał się piękną bramką zdobytą z "przewrotki" - nożycami do tyłu.

Rekord frekwencji widzów na stadionie we Wrzeszczu padł 16 czerwca. Na trybunie i amfiteatrach stłoczyło się ciasno ponad dwadzieścia tysięcy osób, przybyłych na pierwsze oficjalne międzynarodowe spotkanie piłkarskie na Wybrzeżu. Przeciwnikami Lechii byli słynni piłkarze węgierscy o ustalonej już renomie w piłkarskiej Europie. W reprezentacyjnej drużynie kolejarzy węgierskich, którzy w swych ciemnowiśniowyh koszulkach wybiegli na boisko przy ulicy Traugutta, grało aż sześciu reprezentantów Węgier - toteż stremowana Lechia niezbyt szybko zapanowała nad rozdygotanymi nerwami. Ale w miarę upływu czasu, coraz więcej oklasków nagradzało także akcje zespołu gdańskiego. Węgrzy nie spodziewali się tak skutecznego oporu. Wprawdzie lekko przeważali, ale wszystkie ich akcje załamywały się na ofiarnych obrońcach: Lasocie i Żytniaku, pomocnikach: Nierychle, Nowakowskim i Henryku Kokocie oraz brawurowo broniącym - bramkarzu Ludwiku Łosiu. W ostatnim kwadransie przed przerwą coraz częściej zaczynają też dochodzić do głosu napastnicy Lechii. Linia ataku w składzie Pochopin, Alfred Kokot, Skowroński, Grządziel, Kupcewicz przeprowadza kilka błyskotliwych akcji i oto w czterdziestej minucie prawoskrzydłowy Pochopin ograł obrońcę węgierskiego i z bardzo trudnego kąta przepięknie strzelił pod samą poprzeczkę. Bramkarz nie próbował nawet bronić - ze zdziwieniem patrzył tylko na trzepocącą w siatce piłkę. Nie sposób opisać entuzjazmu widowni. W potężnym wrzasku stadionu, słyszalnym podobno aż w Oliwie, frunęły do góry różne części garderoby, a jej właściciele szaleli z radości... Lechia prowadziła do przerwy 1:0! Szczęście nie trwało jednak długo. Rozdrażnieni Madziarzy, którzy po raz pierwszy demonstrowali w Gdańsku arcynowoczesny wtedy system WM - ze stoperem w linii obrony i cofniętymi łącznikami - ruszyli po przerwie z takim impetem, że widownia momentalnie przycichła. Mnożyły się finezyjne zagrania w głębi pola, błyskawiczne sprinty i centry ze skrzydeł oraz celne i zaskakujące strzały z każdej pozycji. Gdańszczanie w żaden sposób nie mogli odnaleźć właściwego rytmu i bardzo szybko potracili głowy. A gdy w dodatku wyszły na jaw duże braki kondycyjne - na boisku istniały już tylko wiśniowe koszulki węgierskie. Nie pomagały rozpaczliwe robinsonady bez przerwy oklaskiwanego Łosia... Przy pierwszych bramkach oniemiała widownia wzdychała tylko boleśnie, ale potem zwyciężył czar węgierskiej piłki i zachwyceni kibice bili długie brawa wirtuozom znad Dunaju. Węgrzy wygrali wtedy 6:1, a Lechia miała chociaż tę satysfakcję, że przez połowę meczu dotrzymywała kroku niezrównanym wtedy mistrzom.

Na jesieni rozpoczęły się kolejne mistrzostwa gdańskiej A klasy. Były to ważne mistrzostwa, albowiem było już wiadomo, że pierwsze dwa zespoły będą reprezentować okręg gdański w późniejszych rozgrywkach, mających na celu utworzenie pierwszej powojennej ekstraklasy piłkarskiej. Grająca już w pełnym składzie Lechia od razu narzuciła zabójcze tempo. Jej kolejnymi ofiarami były: Wisła Tczew 10:1, Unia Tczew 9:1, MKS Pogoń 4:1, Grom Gdynia 3:1, Bałtyk Gdynia 12:0, WKS 16 Dywizji 5:3 i wreszcie Płomień 10:0. Jedyną, ale za to bardzo prestiżową porażkę, ponoszą biało-zieloni ze swym najgroźniejszym rywalem - Gedanią, która nawiązując do swojej przedwojennej świetności nie chciała oddać miana najlepszej drużyny Gdańska. Lechia prowadziła już do przerwy 2:0 i drugą połowę rozpoczęła z wielką pewnością siebie, a nawet z odrobiną nonszalancji, w przeciwieństwie do Gedanii, która rzuciła na szalę ogromną ambicję oraz wolę walki i zwycięstwa. W tej sytuacji, jeszcze zanim rozległ się gwizdek rozpoczynający drugą połowę, wynik meczu był przesądzony. W krótkich odstępach czasu Gedania zdobyła cztery bramki i zwyciężyła zasłużenie 4:2. Obie te drużyny miały już sporą przewagę nad rywalami i już było wiadomo, że to właśnie one będą walczyć w przyszłym roku o pierwszą ligę. Tak rzeczywiście było (mistrzem Wybrzeża ponownie została Gedania, a Lechia zajęła drugą lokatę), ale okazało się, że tym razem ekstraklasa była jeszcze poza zasięgiem drużyn gdańskich.

Nie powiodło się Gedanii, która w pierwszej serii eliminacyjnej zajęła dopiero siódme miejsce (awansowały trzy pierwsze zespoły). Tymczasem w drugiej, jesiennej serii rozgrywek, Lechia wystartowała bardzo udanie, pewnie wygrywając własną podgrupę (pięć zwycięstw i jedna porażka w Poznaniu), w której grały także: HCP Poznań, MKS Szczecin i Polonia Bydgoszcz, ale w tzw. II eliminacyjnej grupie "pięciu", tak młody i mało doświadczony zespół niewiele miał już do powiedzenia. Biało-zieloni zajęli piąte miejsce za Ruchem Chorzów, Legią Warszawa, Tarnovią i Widzewem Łódź (do ekstraklasy awansowały tylko trzy pierwsze zespoły), musieli więc wrócić do gdańskiej A klasy.

Udział w ciężkich rozgrywkach o awans zahartował biało-zielonych, którzy w następnym sezonie poczynili już bardzo widoczne postępy w technice i taktyce gry. Najboleśniej przekonał się o tym na własnej skórze stary lokalny rywal - Gedania, która w dwóch meczach o mistrzostwo okręgu wysoko przegrała z Lechią, bo 1:5 i 2:7. Lechia została wreszcie mistrzem Wybrzeża! I chyba właśnie od tej chwili wszystkie największe sukcesy gdańskiej piłki nożnej wiązać się będą z drużyną z ulicy Traugutta we Wrzeszczu.

Lechia rozpoczęła swój trudny, ale uwieńczony pełnym powodzeniem, marsz do grona najlepszych polskich zespołów piłkarskich. Jako mistrz Wybrzeża stanęła jeszcze raz do walki o pierwszoligowy awans. W spotkaniach eliminacyjnych łatwo poradziła sobie z Lublinianką Lublin, Bzurą Chodaków i Gwardią Olsztyn, a w grupie finałowej była już prawdziwą rewelacją, odnosząc w ośmiu meczach siedem zwycięstw i tylko jeden remisując. Najbardziej emocjonujący w tej serii był mecz w Bytomiu z Szombierkami, kóre do przerwy prowadziły 2:0, a mimo to zeszły z własnego boiska pokonane 2:3. Dwie kapitalne bramki strzelił wtedy Rogocz, a jedną Skowroński. W rewanżu na stadionie we Wrzeszczu, Szombierki przegrały już bezapelacyjnie 1:4. W pozostałych spotkaniach Lechia wygrała z PTC Pabianice 5:2 i 7:2, ze Skrą Częstochowa 3:1 i 6:1, a z Radomiakiem 3:0 i w rewanżu, który był ostatnim meczem rozgrywek, zremisowała 1:1. W sumie gdańszczanie zdobyli 15 punktów i przebojem awansowali do I ligi. Ich przewaga nad Szombierkami, które także awansowały, wyniosła aż sześć punktów. Radość tysięcy miłośników piłki nożnej na Wybrzeżu nie miała granic - gdański zespół po raz pierwszy w historii znalazł się w ekstraklasie. Lechia w ekstraklasie!

Warto jeszcze przypomnieć nazwiska tych, którzy dokonali tego wyczynu. Najczęściej Lechia grała wtedy w składzie:

bramkarz: Józef Pokorski (rez. Ludwik Łoś)
obrońcy: Hubert Nowakowski i Jakub Smug (rez. Bolesław Żytniak)
pomocnicy: Piotr Nierychło, Alfred Kamzela, Henryk Kokot I
napastnicy: Alfred Kokot II, Leszek Goździk, Roman Rogocz, Tadeusz Skowroński i Aleksander Kupcewicz (rez. Leszek Steinmetz)

poprzednia strona | następna strona

 

Napisz do nas