Zbigniew Boniek został wybrany do grona stu najlepszych piłkarzy świata (FIFA 100), którzy niedługo spotkają się na specjalnej Gali FIFA z okazji 100-lecia powstania międzynarodowej federacji piłkarskiej.
- Muszę powiedzieć szczerze, że jest to dla mnie bardzo przyjemne wyróżnienie. Skończyłem karierę piłkarską kilkanaście lat temu, a teraz znalazłem się w doborowym gronie stu najlepszych zawodników. Myślę, że jeszcze jakiś polski piłkarz powinien się w nim znaleźć.
Dlaczego się nie znalazł?
- To łatwe do wytłumaczenia. Jako jedyny - obok Józefa Młynarczyka - na przestrzeni lat odegrałem zdecydowanie najważniejszą rolę w piłce na najwyższym poziomie. Można się sprzeczać, czy lepszy był Lubański lub Deyna, czy Gorgoń - bo dla "Gazety Wyborczej" nawet Gorgoń był lepszy ode mnie - ale jeśli mówimy o piłce poważnej, to jestem w gronie może tylko dwóch-trzech zawodników, którzy najwięcej grali i wygrali w światowej piłce.
Może to zasługa Włochów, którzy potrafią odpowiednio wypromować wielkich piłkarzy?
- Na tym, że tam grałem, zyskałem nie tylko ja, ale i sami Włosi, może oni jeszcze więcej. Kiedy biegałem w koszulce Juventusu, byłem jednym z tych, którzy do sukcesów się dokładali. Nie byłem jednym z wielu. Zawsze miałem pewne miejsce w składzie. Teraz, kiedy patrzę, co się dzieje w Polsce - jak potrafimy podniecać się, gdy jakiś piłkarz strzeli gola w przeciętnej lidze, jak gazety rozpisują się, bo ktoś wyszedł na boisko w zwykłym meczu ligowym - dziwię się niesamowicie. Patrzę na to bez jakiejś zazdrości, bo już moje czasy minęły, ale mówię sobie niekiedy: szkoda, że kibice dzisiaj nie mają takiego drugiego Bońka, który gdzieś tam by grał w Juventusie - przez trzy lata ciągle finały, ciągle gole, ciągle mecze, ciągle decydujące akcje. Byłoby o czym pisać.
Dzisiaj musimy życ pojedynczymi meczami. Z całej kadry chyba tylko Jerzy Dudek występuje w wielkim, renomowanym klubie.
- Rzeczywiście, piłkarzy klasy światowej nie mamy. Są dobrzy rzemieślnicy - brakuje artystów. Mamy trochę dziwne spojrzenie na piłkę. Potrafimy się szybko czymś zauroczyć, ale równie szybko wpadamy w stan rozpaczy.
Tymczasem nasi południowi sąsiedzi - Czesi - zbudowali podstawy solidnej organizacji.
- U nas na każdym szczeblu w piłce jest polityka. Wszędzie więcej się mówi o tym, kto ma rządzić, kto i gdzie ma zostać wybrany. Tymczasem mało kto robi samą piłkę - więcej jest mówienia, niż roboty. Mamy 18 Polskich Związków Piłki Nożnej - PZPN i 17 regionalnych ośrodków, które są niczym innym, jak niższym w skali powieleniem struktury głównego związku. Więcej w ten sposób czasu poświęcamy na politykę niż na szkolenie.
Może czas wrócić do kraju i zrobić z tym porządek?
- Mieszkam w Rzymie i na razie nie przewiduję powrotu do polskiej piłki. Lubię pracować, ale też lubię, kiedy ta praca jest odpowiednio przez ludzi oceniana. Dzisiaj klimat w naszej piłce jest taki, że obojętnie co się w niej robi lub nie, to wszystko jest odbierane negatywnie. Wiedząc, że nie jest mi to potrzebne do miesięcznego zarobku, na razie chciałbym patrzeć na to wszystko z boku.
Nie namawiam Pana do powrotu na stałe, ale są liczni kibice, którzy widzą Pana w roli menedżera lub nawet prezesa PZPN, nawet gdyby dolatywał Pan z Włoch. W tym roku wybory prezesa związku...
- Nie będę w nich absolutnie startował!
Może oficjalnie zaangażuje się Pan w kampanię jakiejś osoby?
- Widzę na razie tylko jednego człowieka, który rzeczywiście chce być prezesem - Michała Listkiewicza. Mój dobry kolega nie będzie miał raczej wielkiej konkurencji. Michał sam sobie powtarza, że jest najlepszym kandydatem - cieszę się, że ma tak wielki optymizm. Trzeba jeszcze spojrzeć, z czego on wynika - z braku innych kandydatur? Uważam, że nie jest to zła propozycja, ale w tym momencie ma wokół siebie ludzi - oprócz dwóch, trzech - z którymi wielkich postępów nie zrobi.
Może więc zaangażuje się Pan w Polską Ligę Piłkarską i uczyni z niej organizację na wzór silnej, włoskiej Lega Calcio?
- Czasami czytam artykuły w których różni ludzie, między innymi Michał Listkiewicz, widzą mnie jako prezesa tej organizacji, ale muszę powiedzieć, że nigdy nikt mnie do żadnej roli nie ustawiał. Ja o rzeczach sam decyduję i na razie nie mam ambicji, aby zajmować się tą sprawą. Aczkolwiek wiem, że byłoby mi znaczniej ciekawiej i miałbym z tego dużo korzyści. Kiedyś już zajmowałem się polską ligą i były pieniądze w pucharach i dobra organizacja. Zabraklo Bońka - zabrakło pieniędzy i idei.
Brak szkolenia, jak wcześniej mówiliśmy, czy brak menedżerów - co jest większą bolączką polskiej piłki?
- Polska nie jest krajem bogatym i wcale niełatwo tu znaleźć pieniądze. Poza tym mamy taką mentalność, że chcielibyśmy, by ktoś nam przyniósł pieniądze, a my będziemy je wydawać. Dzisiaj to już nie jest pomysł na życie, czy działanie w piłce. My jeszcze cały czas mówimy: działacze. Oni się już skończyli. Teraz trzeba być promotorem, menedżerem, trzeba mieć trzeźwe spojrzenie...
Takich ludzi jednak brakuje...
- Kiedy ja byłem w polskiej piłce i zgromadziłem pieniądze dla klubów, to wokół słyszałem tylko pytania - co Boniek miał z tego wszystkiego? Gdy trenowałem reprezentację, to wydawało się, że ja grałem z Łotwą. Nigdy nie uciekałem od odpowiedzialności, ale skoro moja działalność się nie podoba, to nie muszę się narzucać. Mam swoje sprawy - jest mi dobrze i przyjemnie, niedługo zostanę dziadkiem...
Kto według Pana jest w takim razie nadzieją na pozytywne zmiany wśród naszych piłkarzy?
- Prochu nie wymyślimy, bo reprezentacja jest wypadkową całej piłki. Będziemy mieli błyski, tak jak drużyna Jurka Engela, ale najważniejsze, żeby nie stać w miejscu. Z młodego pokolenia - Sebastian Mila jest zawodnikiem, który może zrobić wiele w piłce światowej, ale wszystko zależy od niego - musi w ciągu miesiąca-dwóch podjąć decyzje ważne dla jego przyszło-ści. Jeśli zacznie powielać błędy innych naszych gwiazdek, czyli dawać kolejne polecenia kolejnym menedżerom, to równie szybko jak się pojawił, zniknie.
Jest Pan ekspertem we włoskiej stacji telewizyjnej Rai2. Jak Pan czuje się w tej roli?
- Poproszono mnie o komentowanie największych wydarzeń ligowych w cotygodniowym programie - to dla mnie duże wyróżnienie. Być Polakiem i pierwszym ekspertem włoskiej stacji publicznej, to niełatwe, męczące, ale i wielce przyjemne. Muszę oglądać wszystkie mecze i wiedzieć, co chcę powiedzieć, a później forsować swoje opinie. Płacą mi, ale traktuję to jaką wielką przyjemność.
Kto według eksperta Rai2 wygra obecny sezon Serie A?
- Największe szanse daję Romie i Milanowi. Juventus ma zbyt wielkie braki w obronie i nie podejrzewam, by mógł włączyć się w walkę o mistrzostwo Włoch. Chociaż ma odpowiednią mentalność i nigdy nie odpuszcza, to jednak Roma i Milan mają coś więcej. W piłce jednak wszystko jest możliwe.
|