Człowiek, który mnie napadł, już przeprosił, ale nadal nie wiem, co zrobić z tą sprawą. Targają mną różne myśli, być może złożę doniesienie do prokuratury - mówi trener Bałtyku Gdynia Mirosław Zimny, który został pobity przez pseudokibica własnej drużyny.
Zimny został pobity po meczu IV ligi w Lęborku, który Bałtyk zremisował 0-0. Drzwi do szatni gości wyważył pseudokibic ubrany w kominiarkę, który podbiegł do trenera i uderzeniem pięścią w tył głowy powalił go na ziemię. W obronie Zimnego stanęli piłkarze, a także inni kibice, którzy zbyt późno przybiegli powstrzymać napastnika. To przez niego z klubu odchodzą najlepsi piłkarze - tłumaczą incydent pseudokibice. Zimny nie zamierza jednak odchodzić z klubu. Twierdzi, że bez niego Bałtyk przestanie istnieć.
Jestem przygnębiony, nadal to do mnie nie dociera. Przecież tak dużo zrobiłem dla tego klubu. Dwa lata temu, kiedy odchodził stary zarząd, nie było nikogo, kto chciałby ratować Bałtyk. Dopiero ja znalazłem osoby, które zdecydowały się pomóc. Zamiast jeździć po świecie, dały pieniądze na klub, który mógł nawet przestać istnieć. Dlatego jest mi teraz szczególnie przykro - mówi Mirosław Zimny. Człowiek, który mnie napadł, już przeprosił, po wtorkowym treningu. Ale nadal nie wiem, co zrobić z tą sprawą. Targają mną różne myśli, być może złożę doniesienie do prokuratury.
Chciałbym uświadomić kibiców, że jeżeli ja odejdę, to klubu nie będzie. Wraz ze mną odejdzie bowiem pani prezes i wiceprezes ds. finansowych, a w tym momencie Bałtyk przestanie istnieć. Mam nadzieję, że kibice zdają sobie z tego sprawę. Wierzę, że to był pierwszy i ostatni raz - dodał trener Bałtyku.
|