28 VII 2000 r. Jerzy Borowczak, prezes Lechii-Polonii: - Chcemy awansować do ekstraklasy. 16 IV 2003 r. Jerzy Borowczak, prezes Polonii Gdańsk: - Oddam V-ligową Polonię każdemu, kto weźmie na siebie koszty jej utrzymania
W połowie lat 90. Polonia grała w II lidze. Miejsce w czołówce pozwalało mieć nadzieje, że dobra piłka niedługo ponownie zawita do Gdańska. Połączenie z Lechią nie okazało się lekiem na całe zło. Z drużyny po kolei odchodzili tacy zawodnicy jak Ariel Jakubowski (reprezentant Polski do lat 21, obecnie Wisła Płock), Dariusz Patalan (były król strzelców II ligi, GKS Bełchatów), Jacek Paszulewicz (obecnie Wisła Kraków), Mariusz Piekarski (były reprezentant Polski, najlepszy obcokrajowiec ligi brazylijskiej). Powód mógł być tylko jeden: pieniądze, których w Gdańsku jak zwykle zaczęło brakować. Powoli wycofywali się sponsorzy.
Honorowy prezes Polonii, Jerzy Borowczak:
- Mieliśmy silne wsparcie ze strony Polsatu i wielu mniejszych firm, ale wiadomo, jaka jest sytuacja gospodarcza w kraju. Robiłem, co mogłem, rozmawiałem nawet z prezesem firmy Atlas, ale powiedział mi, że jego klej to pierwsza, a nie II liga.
Później był spadek do III ligi i rozwiązanie spółki Lechia-Polonia. Dziś oba kluby grają w V lidze. Lechia na stadionie komunalnym, Polonia dzierżawi obiekt od miasta. Taki stan trwa od sezonu 94/95. Sam Borowczak przyznaje, że popełnił wtedy błąd. - Stocznia zarobiła na tym interesie milion złotych [wtedy było to jeszcze 10 "starych" miliardów - red.], a według obowiązującego wtedy prawa Polonia mogła przejąć stadion za darmo - mówi.
Po połączeniu plan był taki: piłkarze pierwszego zespołu Lechii-Polonii grają na Traugutta, do remontu idzie stadion Polonii, potem piłkarze przenoszą się na stadion przy ul. Marynarki Polskiej, a spółka przeprowadza generalny remont stadionu Lechii.
- Sami zainstalowaliśmy 4,5 tys. plastykowych krzesełek na trybunach Polonii, wyremontowaliśmy szatnie, zainwestowaliśmy w płytę, którą mieliśmy chyba najlepszą w Polsce. Teraz, niestety, nie mamy pieniędzy, aby utrzymać ją na równie wysokim poziomie - mówi Borowczak.
Murawą zachwyceni byli nawet Anglicy [na stadionie Polonii w kwietniu 2001 r. odbył się mecz eliminacji MME Polska - Anglia - red.]. Kłopoty finansowe dają się we znaki nie tylko stadionowi. Piłkarze nie mogą doczekać się pieniędzy sprzed kilku lat. - Oddałem temu klubowi serce - mówi jeden z nich. - Nie dość, że grałem za darmo, bo nie sądzę, abym odzyskał obiecane pieniądze, to kąpałem się po treningach w zimnej wodzie, bo ciepłą wyłączyli. Zrezygnowałem z gry w Polonii, bo w takich warunkach to nie jest żadna przyjemność.
Na początku roku Polonia otrzymała od miasta 20 500 zł na działalność sportową. W klubie pracuje 12 trenerów, opiekujących się 14 drużynami młodzieżowymi. Miesięcznie na jednego wychodzi więc nieco ponad 142 złote, dochodzą do tego składki od juniorów, ale wielu z nich nie płaci. Są wśród nich dzieci z takich dzielnic Gdańska jak Letniewo czy Nowy Port, są wychowankowie domów dziecka.
- Przecież nie wyrzucimy za niepłacenie składek chłopaka, który na treningi przychodzi w trampkach - mówi dyrektor Polonii Gerard Sobecki. - Dla wielu ludzi, którzy stracili pracę, 30 złotych miesięcznie [tyle wynosi składka członkowska - red.] to dużo i my to rozumiemy.
W Polonii oprócz Sobeckiego zarabia tylko Pan Darek, człowiek-orkiestra, który zajmuje się na stadionie wszystkim: od dbania o boiska i budynki klubowe, do pilnowania, nawet śpi w budynkach klubowych. Wszystko to za 600 złotych.
Juniorzy sami sprzątają szatnie po treningach, bo Polonii nie stać na zatrudnienie sprzątaczki. Pracownik klubu zamiata nawet ulicę przed stadionem. Klub egzystuje tylko dzięki pomocy ludzi oddanych lokalnej piłce nożnej. Dzięki ich wstawiennictwu udaje się rozkładać na raty długi. Nawet rachunki za prąd, wodę, ogrzewanie nie są płacone regularnie.
Polonii chciał pomóc były piłkarz tego klubu, obecnie prezes dużej firmy, Maciej Sochacki. - Chciałem przeznaczyć na klub 150 tys. złotych - mówi "Gazecie". - Jest to część kwoty, jaką winna jest mi Stocznia Nauta. Sochacki miał nadzieję, że Borowczak dzięki swym znajomościom z ludźmi związanymi ze spółkami skarbu państwa przyspieszy zwrot należności, a on w zamian wspomoże Polonię.
- Pan Sochacki żądał ode mnie rzeczy niemożliwych - odpowiada Borowczak. - Stocznia Nauta ma wielu wierzycieli i nie tylko firmie Pana Sochackiego nie płaci. To już nie te czasy, że takie rzeczy można "załatwić". Ja składam inną ofertę: mogę oddać drużynę seniorów. Może ona nawet zmienić nazwę, jeśli sponsor zechce.
Jerzy Borowczak jest skłonny corocznie zasilać tę drużynę wszystkimi juniorami wychowanymi przez Polonię. Deklaruje, że bezpłatnie udostępni szatnie, boisko i całe zaplecze treningowe. Od ewentualnego sponsora oczekuje jedynie pokrycia kosztów utrzymania pierwszego zespołu, a jest to co najmniej 30 tys. złotych na sezon.
- Na różnych spotkaniach znajomi uciekają jak mnie widzą, bo "Borówa znowu będzie prosił na te swoje dzieci" - mówi prezes. - A ja to robię, bo kocham piłkę. Już dawno bym to rzucił, gdyby nie te dzieci. Jeden idzie w góry, a ja walczę o sponsorów dla Polonii - podsumowuje Borowczak.
Przy takim bałaganie nikt nie da złotówki, Amber też dawał i co? - ripostuje Sochacki. - Żeby zainwestować w klub musi być porządek, przede wszystkim organizacyjny, jasne zasady, założenia programowe, biznes plan, w Polonii tego nie ma.
|